wtorek, 27 grudnia 2011

O tym, czy mama jest dziewczyńska

Blady, weekendowy świt. Jak przystało na dzień wolny od pracy i obowiązków, Potomki obudziły się wcześniej, niż ich rodzice życzyliby sobie. Cóż zrobić? Nacisnąć poduszkę na głowę, zacisnąć powieki i próbować uszczknąć jeszcze choćby minutkę snu...

Marzenie...

Potomki postanowiły zlekceważyć śpiącego Rodziciela i całą swą uwagę skoncentrowały na Rodzicielce próbującej przesunąć się na sam brzeżek łóżka, by uniknąć wbijania w swe cenne nerki małych stóp i innych odnóży, które wyrosły li i jedynie po to, by niemiłosiernie dźgać matkę nie tylko przed porodem, ale i lata po nim!

W pewnym momencie moja z trudem wybudzająca się świadomość odnotowała następującą konwersację:

Potomek: Ja chcę leżeć koło mamy!
Potomkini: Ja chcę leżeć koło mamy! (łokieć w mojej nerce)
Potomek: Nie, bo ja chcę leżeć koło mamy! (kolano na moim karku)
Potomkini: A własnie że ja!!! (dłoń wspierająca się na mojej łopatce)
Potomek: Nie, bo właśnie że ja!!! (stopa miażdżąca moje udo)
Potomkini: Nie! Nie możesz leżeć koło mamy, bo MOJA mama jest dziewczyńska!
Potomek: Nie, to MOJA mama i wcale nie jest tylko dziewczyńska!!!
Potomkini: A właśnie że jest! Ma cycusie? Ma! A ma długie włosy? Ma! Widzisz, że jest dziewczyńska??? Więc ja chcę leżeć koło mamy!

Moja przytomność w tym momencie osiągnęła 100%.
Przyjęłam pozycję wertykalną i zwiałam do łazienki. Niech Potomki dalej ustalają czego kto chce. A ja poleżę! Sama! W wannie...

wtorek, 6 grudnia 2011

O zębach słów kilka

Po półrocznej nieobecności wracam, by kontynuować zapiski na tematy różnorakie. Wprawdzie przestałam skrapować, nie potrafię poskładać najprostszego obrazka, wypalenie wewnętrzne jest totalne, niemniej jednak blog pozostaje, gdyż... W wakacje wpadłam na pewien pomysł. Postanowiłam uzupełnić albumy rodzinne. Pomyślałam, że w każdym z albumów oprócz zdjęć wstawię karteczkę, na której zapisane będą tekściory Potomków. Jak pomyślałam - tak zrobiłam. Okazało się, że pomysł był strzałem w dziesiątkę! Teksciorki miałam pozapisywane tu i ówdzie (najwięcej w kalendarzach), ale niezwykle pomocny okazał się ten blog :) Uświadomiłam sobie, że cieszę się, że to, co się tu znalazło w wariancie wirtualnym, mogło się zmaterializować i wywoływać uśmiech na twarzach tych, którzy tego bloga nie podczytują. Ba! Nawet nie wiedzą o jego istnieniu!

Dzisiaj - o zębach słów kilka.

Prolog
Pierworodny moj dotarł do magicznego momentu, w którym zęby zaczynają się delikatnie ruszać, następnie się chwieją, potem tańczą po całej paszczy uczepione jednego strzępka, by wreszcie się wydostać na zewnątrz i...

No właśnie, co dalej?

Dygresja
Dzieciństwo moje i Rodziciela-Płodziciela moich dzieci przebiegało za tzw. "żelazną kurtyną". Co to była ta kurtyna, nie bardzo wiedzieliśmy, faktem jednak pozostaje, że była ona niezwykle oporna na wszelkie magiczne zabiegi, gdyż nie pokonała jej ani jedna Zębowa Wróżka. Mój tata, gdy wypadł mi pierwszy (i kolejny również, i następny też) ząb, polecił mi wrzucić go za piec ze słowami:

Masz myszko, słomianego,
a daj mi kościanego
.

Tak robiłam. Traumy nie było. Nowe - naturalną koleją rzeczy - wyrastały same.

Moje Potomki z telewizji, książeczek i od starszych kolegów i koleżanek dowiedziały się, że ta Wróżka-Zębuszka przedarła się jednak do nas i za zęba daje kasę. U jednych dzieci był to "pieniążek", u innych "pięć zeta" - w zależności od świadomości szczerbatego kilkulatka.

Epizod I - 25 zębów w paszczy 6-latka
Gdy Maciej stracił swego pierwszego zęba, pod jego poduszką pojawiły się pieniążki. Ucieszony tym, że tak łatwo można zarobić żywą gotówkę, zaczął kiwać kolejnym zębem i po przeliczeniu tego, co w paszczy wybadał doszedł do wniosku, że wszystkie 25 zębów się mu kiwa!!!

Epizod II - Szkodliwość kotlecików mielonych
Kilka dni po utracie pierwszego zęba Maciej, jedząc kotlecika mielonego produkcji babci H., zjadł zęba. Nawet nie wiedział kiedy! Gdy uświadomił sobie co się stało, zaczął szlochać rozpaczliwie. Tym razem nie dostanie pieniędzy, bo przecież pod poduszka Wróżka Zębowa nie znajdzie zęba!!!
Refen: I ząb poszedł na zmarnowanie!!! (płacz obfity i rzewny) I ząb poszedł na zmarnowanie!!!
Nie poszedł! Kasa była pod poduszką. A Maciej się zastanawiał gdzie Wróżka tego zęba znalazła?!?! Hm... Guzik mnie obchodzi, gdzie go szukała! Ważne, że się wywiązała z obowiązku!

Epizod III - Wypadek-upadek
Zabawa była przednia. Dla dzieci, które nas odwiedzają piętrowe łóżko Potomków stanowi nie lada atrakcję. Problem polega na tym, że grawitacja pomaga przy pozbywaniu się zbędnych przedmiotów z górnego łóżka, a przeszkadza w ponownym ich ułożeniu na miejscu. Wchodząc do góry po drabince Maciej... stracił kolejnego chwiejącego się zęba. Ząb wylądował na górze, Maciej na dole. Płacz był, a jakże! Bo czy Wróżka uwzględnia tylko "wypadnięte zęby, czy wybite też"?

Wybite też!
Za stres i poniesione straty Wróżka przyniosła pieniądze!

Epilog
Niezbyt świetlana przyszłość rysuje się przede mną. Kasa na zęby płynie szerokim strumieniem. Zastępuję Wróżkę - płacę. Leczę moje zęby - płacę. Leczę dzieci zęby - płacę. Naprawiam niedoróbki natury - płacę. A gdy mi wypadną na starość, to też, cholera jasna, zapłacę!!!

I tym mało optymistycznym akcentem zakończę.


- To by było na tyle!

niedziela, 31 lipca 2011

O tym, że... "dzieci rządzą"!

"Dzieci rządzą!" - takie hasło pojawiło się w jednej z kreskówek oglądanych przez Potomki i hasło to, nie wiedzieć kiedy, zdominowało nasze życie. Ot, po prostu ucieleśniło się, zmaterializowało, urzeczywistniło! Na szczęście nie ogarnęło wszystkich sfer naszego życia, choć rozpanoszyło się nieźle! Coraz częściej pojawia się przy wyborze ubrania na dany dzień czy przy decydowaniu o tym, co rodzinka zje na kolację. Na szczęście egoizm rodziców naszych Potomków (czyli, krótko rzecz ujmując, nasz) ma się dobrze, więc nie ma obawy, hasło "dzieci rządzą" nie stanie się władcą absolutnym!

Wybór miejsca, w którym spędzimy wakacje stał się wypadkową naszego egoizmu i hasła "dzieci rządzą". Wybraliśmy miejsce, w którym się nie zmęczymy opieką nad Potomkami, a one nie będą sączyły w nasze uszy, dusze i umysły jadu zdania: "Mamo, nudzi mi się!".
(Swoja drogą, dlaczego dzieci, mając na podorędziu oboje swych rodzicieli, w 99 na 100 przypadków zwracają się do mamy? Wiecznie tylko: Mamo, chcę jeść, Mamo, zawiąz mi snurówkę, Mamo, boli, Mamo, wytrzyj mi pupkę, Mamo, podaj... i jeszcze sztandarowe Mamo, przytul. Co to, wyrok jakiś, czy co? A w ostatecznym rozrachunku i tak najwspanialszy jest tatuś. Ech, życie...)
Gdzie nie będą się nudzić? Nad wodą! Nad jaką wodą? Bezpieczną i ciepłą! Z ratownikiem pod ręką. Z ciepłym wiaterkiem osuszającym mokre ciała, które z wody wychodzą tylko po to, by uporać się z fizjologią - bo głodu, oczywiście, nie czują!. Wylądowaliśmy (znów) u bratanków.

I tak hasło "dzieci rządzą" wyszło wszystkim na dobre. Potomki nauczyły się pływać (bez pomocy jakichkolwiek dmuchańców, za to z łbami pod wodą a zadkami wystającymi ponad), tatuś wymoczył stare kości w ciepłej wodzie, mamusia pozwoliła fotonom słonecznym niszczyć włókna kolagenowe w skórze i - do domu wszyscy wrócili szczęśliwi.

A ponieważ wakacyjne zdjęcia zdominował błękit wody, to ja - na przekorę - wstawię zdjęcie pozbawione błękitu, choć zrobione podczas wakacyjnej wyprawy :)



Zdjęcie Hanki oprawiłam w dodatki z pięknego zestawu Eledhwen "Old country" (SPD),. Zestaw ciepły, w kolorach dojrzałego lata nadaje się idealnie do ozdabiania sierpniowych zdjęć - a sierpień już lada moment!!!


- To by było na tyle!

piątek, 8 lipca 2011

O tym, że najważniejsze to wiedzieć lepiej :)

Hania wie lepiej.
Wie to niewątpliwie!

Z przedszkola przyniosła mnóstwo piosenek, które śpiewa całymi dniami, w czynność tę angażując całe serce, całą duszę i całe gardło! A ponieważ do śpiewu nie trzeba jej szczególnie intensywnie zachęcać, iskrą wywołującą kaskady dźwięków może być zwykła rozmowa. I tak oto pewnego dnia zagadnęłam moją córkę:

- Haniu, co dziś śpiewaliście w przedszkolu?
- Coś o czarownicy, ale nie umiem.
- Spróbuj, może ja tę piosenkę znam.
- Dobla.

I Hania zaśpiewała:

Miała Baba Jaga koguta, koguta, koguta... :)

Próbowałam naprostować moją córkę na tory treściowe, jakie praktykowane były przez wiele pokoleń Polaków żyjących przed nami - niestety, nie dało się. Hania wie lepiej!!!

Co więcej - wie lepiej jak się śpiewa jeszcze kilka innych piosenek, np:

A gdy połknęła dwa złote,
mówiła, ze odda fotel


Ręka do góry, kto myślał, że słowa tej piosenki brzmią inaczej? O! Pan Brzechwa też dłoń unosi?! No, coś podobnego!!!

Inny szlagier z repertuaru Hancyśki:

Kaćki zia wodą, gęsi zia wodą
tsieba je loziegnać, bo się powodą.
Ja ci buzi dam, ty mi buzi daś
ja ci nie wyda-am, ty mi nie wydaś


Piosenek jest wiele, w każdej znajduje się wariant alternatywny stworzony przez moja córkę.
Czekam na nowe piosenki-przeboje, które dzięki młodej nuci cała rodzinka :)

***

Poniżej Karol. Jeszcze nie mówi, ale widząc jego łobuzerski uśmiech jestem przekonana, że niejeden tekścior wymyśli! Zdjęcie Lolka ozdobiłam wspaniałym, wakacyjnym zestawem Agnesingap Designs "Blue sea", ktory możecie nabyć w SPD


- To by było na tyle!

środa, 22 czerwca 2011

O tym, że coś się kończy i nic się nie zaczyna

Skończyła się era skrapowania. Trwała dość długo - kilka lat - i dawała mi baaardzo dużo przyjemności. Od wielu tygodni nie potrafię tego robić. Nie mam pomysłów, nie mam chęci, nawet zestawów nie mam. Może to przejściowe, może tak będzie na zawsze... Najgorsze jest to, że nie pojawiło się jeszcze nic, co mogłoby zastąpić scrapbooking. Scrapbooking tradycyjny jest świetny i daje ogrom satysfakcji, ale jest czaso- i kaso- (oj tak!) - chłonny. Tak więc dodatki do realków będą prezentem ode mnie dla mnie - na specjalną okazję.

Poszukuję.

A nim znajdę - nacieszę się wakacjami z moimi osobistymi Potomkami, które ostatnie 2,5 miesiąca intensywnie (!) zasuwały do przedszkola, korzystając ze wszystkich oferowanych przez tę jakże szlachetną instytucję atrakcji. Ale nim będzie o atrakcjach - opowiem o przytomności umysłu Macieja.

Dnia pewnego, gdy przyszłam po Potomki do przedszkola, grupa starszaków szalała na przyprzedszkolnym podwórku. Jedna z dziewczynek, która zauważyła mnie jako pierwsza, zawołała do mnie przez cały plac zabaw:
- Proszę pani! Proszę pani! A Maciek się dzisiaj zerzygał!!! - po czym odwróciła się do mnie plecami i pobiegla  do reszty dzieci. Podskoki zadowolenia wyrażały myśl: "Misja spełniona!".
Zaniepokojona podeszłam do pani, by zasięgnąć informacji. W tym momencie podbiegł do mnie Maciej i jako "njus" dnia zaserwował mi ponurym głosem:
- Mamusiu, wiesz co? Bo ja się dzisiaj zerzygałem.
Poczułam się zobowiązana natychmiast pouczyć dziecko o niestosowności używania pewnych wyrazów, więc przykucnęłam obok Potomka (rada Super Niani!) i wyjaśniłam młodemu:
- Wiesz Maćku, słowo "rzygać" jest bardzo nieeleganckie. Grzeczni chłopcy tak nie mówią. Jak chcesz być eleganckim chłopcem, to lepiej powiedz, że dzisiaj zwymiotowałeś.
Syn popatrzył na mnie ze zrozumieniem w oczętach, po czym powiedział:
- Mamiusiu, wiesz co? Bo ja dzisiaj zwymiotowałem.

Historii nie koniec! Przyjeżdżamy do domu. Maciej wpadł jak burza do mieszkania, ze śmiechem, radością, z przepychankami w progu. Małż powitał syna - jak zawsze - pytaniem:
- Jak dziś było w przedszkolu?
Na to Maciej przybrał poważny wyraz twarzy i zaczął:
- Tatusiu, wiesz co? Bo ja się dzisiaj w przedszkolu... - i zapadła cisza. - Bo ja się dzisiaj w przedszkolu... - i znowu cisza. Nagle odwrócił sie w moją stronę:
- Mamusiu, jak się mówi elegancko na rzyganie?

***

To teraz dwa słowa o Hancymonce. Przedszkole organizowało przedstawienie z okazji "Dnia Mamusi i Dnia Tatusia", w którym to przedstawieniu moja córka grała rolę Czerwonego Kapturka. Przebranie, które uszyła dla niej Babcia H. tak ją zachwyciło, że popołudniowy spacer nie mógł się odbyć w ubraniu innym, niż pelerynka Kapturka Cz.





W takim przebraniu biegała po naszym osiedlu. W pewnym momencie pobiegła na plac zabaw zostawiając mnie w tyle. Gdy przebiegała obok wejścia do jednego z bloków, z klatki schodowej wyszła dziewczynka. Spojrzała na znikającą za zakrętem Hanię i stanęła jak wryta. W tym samym momencie za jej plecami pojawiła się mama dziewczynki, która niemal potknęła się na własnym dziecku.
- Mamo, widziałam Czerwonego Kapturka! - zakomunikowało oszołomione dziecko.
- Nie wymyślaj głupot! Idź już - i mamusia poprowadziła dziewczynkę za rączkę w kierunku przeciwnym do tego, w którym pobiegła Hania.


***

Choć skończyło się moje scrapowanie, choć w zastępstwie nie pojawiło się jeszcze nic nowego, zaczęły się wakacje!!!

Wszystkim, którzy tu podczytują i podglądają życzę pięknej, wakacyjnej pogody i relaksującego urlopu!

- I to by było na tyle!

niedziela, 15 maja 2011

O obiegu wody w przyrodzie

- Tatusiu, a skąd się bierze deszcz?
- Wiesz Maćku, woda, która jest na ziemi, woda z mórz i oceanów paruje, leci do góry, tam tworzą się chmury. Później ta para wodna się skrapla i pada deszcz. I tak w kółko.
- Wiesz tatusiu, a ja myślę, że po prostu dawno nie padało. Jak długo nie pada, to robi się deszcz.

***

A poniżej - i Maciej, i Tatuś. I jeszcze Hana.
Obie fotki w oprawie zestawów Agnesingap Designs dostępnych w 9th & Bloom:
Zestaw "My family":







- To by było na tyle!

wtorek, 26 kwietnia 2011

O kilku sprawach

Zacznę filozoficznie, filozofią rodem spod strzechy: świat się zmiania, a my z nim...
Zmieniają sie też moje zainteresowania. Postanowiłam zarzucić (mam nadzieję czasowo) świat digi i przenieść się do świata realnego. Marzyłam o tym od dawien dawna, ale moje kochane Potomki utrudniały mi realizację moich marzeń. Każdorazowe dotknęcie przeze mnie nożyczek wzbudzało niekłamane zaiteresowanie młodzieży, gdy brałam w dłoń papier o barwie innej niż biała zainteresowanie przeobrażało się w chęć uczestnictwa w przedsięwzięciu, kiedy zaś w zasięgu wzroku (albo i dłoni) pojawiał się klej, stan emocjonalny moich Potomków określić można "euforycznym". Klej śmigał po dłoniach, ubrankach, ścianach, stole i włosach, maniakalnie omijając mające się skleić dwa kawałki papieru.
Do czasu...

Ostatnio, wietrząc przypływ gotówki odwiedziłam pewne sklepy i nabyłam pewne rzeczy. Efekty mojego nabywania możecie zobaczyć zerkając tutaj. A co z Potomkami? - zapytacie.
Ano, nadal pomagają! Kleją, wycinają, malują, ba! szyją nawet!!!
Hania upodobała sobie kleje brokatowe, które w jej dłoniach osiagają status produktu jednorazowego użytku. Nikną w niewyobrażalnym tempie. Oto rozmowa, jaką przeprowadził z córką Rodziciel-Płodziciel:

- Haniu, wybrudziłaś wszystko dookoła tym twoim brokatem! Już ci więcej brokatowego kleju nie kupię!
- A jak będę 6-latkiem?
- Też nie.
- A jak będę dolośła?
- To sobie sama kupisz.
- Hulllllaaaaaaaaaa!

Ot, szczera radość.

***
A na podsumowanie - scrap zrobiony na wyzwanie z zestawem na forum DSPL (klik na skrapa - będzie większy).

Opis na scrapie mówi nam wszystko, sam zaś obrazek zrobiony został z zestawu Akizo "Kitschy Hearts" :)


- To by było na tyle!

sobota, 19 lutego 2011

O pouczaniu babci

Babcia Halinka bawi się z moimi Potomkami. Maciej siłuje się z jakimś zadaniem, które sprawia mu wyraźny kłopot.
- Maciek na pewno sobie z tym poradzi, bo on ma wprawę - Babcia dopinguje wnuczka.
- Nie, babciu! - poprawia Hania. - On ma  w lewe!

***
A poniżej - ja, wiele (oj, wiele!) lat temu. To wlaśnie zdjęcie z czasów, gdy miałam 6 miesięcy, wklejone jest na pierwszej stronie mojego albumu. Kilka tygodni temu dostałam ten album od mamy, która stwierdziła, że razem z tatą robili osobne albumy dla mnie i dla brata z myślą, że kiedy dorośniemy, zabierzemy je z sobą jako pamiątkę naszego dzieciństwa. Najwyraźniej dorośliśmy, bo album jest u mnie na półce i w niesamowity sposób przenosi mnie do czasów jak z baśni - inne stroje, inne fryzury, inne zabawki dziecięce... Miejsca - choć niby te same - to jednak całkiem inne, jak z bliźniaczego, magicznego świata.
Zdjęcie z pierwszej strony albumu wkomponowałam w zestaw Papriki "My Spirit Vintage":


Zdjęcia mają sens wtedy, gdy są wywołane, gdy są uporządkowane w albunie, gdy upamiętniaja te chwile, które są ważne i te z szarej codzienności, a przede wszystkim gdy są oglądane.

Obiecuję moim Potomkom, że gdy dorosną, dostaną ode mnie nie zbiór płytek ze zgranymi z dysku zdjęciami, tylko porządny album z czarnymi kartkami, z wklejonymi zdjeciami, przy których zanotuję daty i okoliczności wykonania zdjęcia... Taki album w stylu retro.


- To by było na tyle!

środa, 16 lutego 2011

O tym, jak wyprosić gościa

Gdy Babcia Halinka przychodzi do nas, całą swoją uwagę poświęca swoim wnukom, a moim rodzonym Potomkom. Wymyślają energożerne zabawy pełne szaleństwa, wrzasków i bałaganu - czyli tego, co dzieci uwielbiają. Dlatego uwielbiają też Babcię Halinkę!
Ostatnio jednak Babcia mało bawiła się z Potomkami, więcej rozmawiała z ich mamą. Maciej najpierw wygłupami próbował zwrócić uwagę Babci na siebie, później już tylko wołał ją, aż wreszcie zdał sobie sprawę z bolesnego faktu, że tym razem Babcia nie poświęci mu tyle co zwykle uwagi.
Skoro on nie może mieć Babci, to nikt jej miał nie będzie. I kropka!
Wszedł więc do kuchni, gdzie rozmawiałyśmy przy kawie i babeczkach owocowych z bitą śmietaną, i zakomunikował:
- Babciu, już jest godzina 18.19 a ty ciągle tu jesteś!
Kulturalny, nie ma co! Tylko po kim to ma, do jasnej Anielki?!?!?

***

Kiedyś było inaczej. Kiedyś był maleńki, delikatny, niezaradny. A wyglądał tak:






Slodziak, no nie? Zdjęcia te włożyłam w oprawę z zestawu "Journal du matin" Papriki, a pochodzą z czasów, gdy Maciej nie miał jeszcze roku.
Słodziak... Przypomniałam sobie, że "kulturalne" zapędy miał już wcześniej! Jako 3-latek przyniósł Babci Ani jej buty i powiedział:
- Babciu, tu maś buciki, tam maś kultećkę - idź juś!

Hm... Czym skorupka za młodu...


- To by było na tyle!

środa, 9 lutego 2011

O znajomości języków

Maciej wsypuje do karmidełka ziarenka dla kanarka. Właśnie uświadomiłam sobie, że kanarek żyje z nami kilka lat a ciągle nie posiada imienia! W każdym razie opieka nad ptaszyńcem jest obiektem rywalizacji między moimi Potomkami. Jedno wsypuje ziarenka, drugie zmienia wodę, ochoczo sprzątają obes...aną klatkę, wciskają między szczebelki jabłuszko, marchewkę - jednym słowem opiekunowie idealni! Dobrze, że kanarek (a może Kanarek) zamieszkuje w klatce. Jego "więzienie" niejednokrotnie ocaliło go przed zabójczą miłością moich Potomków.

A więc...
Maciej wsypuje do karmidełka ziarenka dla Kanarka.
- A ja znam język ptasi! WOW! Mój syn - poliglota zwierzęcy! Tego jeszcze nie było!  Pi-pi-pi-pi-pi! Maciej na cały głos demonstruje znajomość rzeczonego języka, czyli zwyczajnie drze dziób!  Choć go nie rozumiem. 

I sprawa wyjaśniła się!

A już miałam nadzieję, że mam wyjątkowe dziecko :)

***
Dzisiaj kilka nowych prac. Najpierw MiMiConcept "Romatique", a na zdjęciu Hania i Igor.


Zaraz po Hani i Igorze - Hania i Maciek kilka lat  temu. Moja małe piżamiaki w zestawie MaryPop "Fun&Love".


A poniżej maleńka Maja, która przyszła na świat dokładnie miesiąc temu - również w oprawie z zestawu MaryPop "Fun&Love".


A na koniec fantastyczny zestaw Agnesingap "For you". Na zdjęciu dłonie pewnych zaprzyjaźnionych nowożeńców. Wszystkiego dobrego dla Was!!! :)*


A na deser - Hania, również w zestawie Agnesingap "For you". Hania siedziała sobie na schodach przed Ratuszem i odbierała przez pośladki ciepło słońca, które nagromadziło się w schodach podczas długiego, letniego dnia. Jak ja tęsknię za latem!!!




- To by było na tyle!

czwartek, 27 stycznia 2011

O spojrzeniu okiem dziecka

Hania siedzi przed lustrem. Ogląda swoje włosy, ogląda swój prawy profil, lewy profil, odchyla głowę do tyłu najdalej jak może, żeby mieć dłuższe włosy, próbując jednocześnie kątem oka dostrzec jak długie są te włosy, robi rozmaite miny, wywala język na brodę, podnosi go do nosa, składa usta w "ciup", uśmiecha się... Pasjonujące zajęcie, doprawdy.

Usiadłam obok mojej córki na podłodze w przedpokoju i zapytałam:
- Co robisz?
- Patsę.
- I co widzisz?
- Ładną Hanię.
No cóż, moja Potomkini na nadmiar samokrytycyzmu narzekać nie może! Postanowiłam podrążyć temat.
- A co myślisz o mnie?
Uważne spojrzenie mojej córki spoczęło na mnie. Mała rączka powędrowała do moich włosów, policzków, po czym padły wreszcie słowa:
- Ładna jesteś.
Ufff... kamień spadł mi z serca. Dla każdego dziecka jego mama jest ładna, ale przecież mam lustro i dzięki niemu  świadomość, że nie wszystko Bozi wyszło tak, jak mogłabym sobie życzyć :) Zaryzykowałam i zadałam kolejne pytanie zastanawiając się na ile moja niespełna 4-letnia latorośl jest w stanie spojrzeć krytycznym wzrokiem na rodzicielkę:
- A co ci się we mnie nie podoba?
I znowu uważne spojrzenie, zmarszczone brwi i pionowe kreseczki na czole. I rączka, która powędrowała niżej niż za pierwszym razem. Z rączki wyłonił sie mały paluszek wskazujący, który wbił się we mnie w okolicach pępka.
No tak, ostatnio jest mnie trochę więcej. Kurka blada, nawet dziecko to dostrzegło. Muszę coś z tym zrobić! Za chwilę będzie w takim wieku, że będzie się mnie wstydziła. Zresztą nie ma się co oszukiwać - ładnie to-to nie wyglada! Milion tego typu myśli w ułamku sekundy przemknęło przez moją głowę, gdy niespodziwanie dotarło do mnie, że Hania coś powiedziała.
Prrr... Wróć!
- Co mówiłaś Haniu?
-  Ze nie podoba się mi twoja bluzecka!

Hm... Rzeczywiście! Hania jest wierna różowościom i fioletom, a moja bluzeczka jest popielata - to ostatani kolor, jaki może podobać się małej dziewczynce!
Haniu, kochana jesteś za ten komplement. A ja, no cóż! Choć może pięknością nie jestem, to przecież nie jest źle!

***
A oto Hania w otoczeniu jej ulubionego koloru z zestawu  "Crazy shopping" autorstwa Papriki.


Jeśli zestaw spodobał sie wam, to zachęcam do odwiedzenia Digital-Crea - tam go znajdziecie.

A ja spróbuję znaleźc ciuch, dzięki któremu będę piękna w oczach mojej córki. A że w różowym mi nie do twarzy - będę "ładna" tylko w domu :)

I jeszcze jedno.
Cześć Mamo! Cieszy mnie, że podoba Ci się tutaj! :)*

- To by było na tyle!

sobota, 22 stycznia 2011

O tym, że każdy swoje wie!

Potomki z zapałem chłoną nową wiedzę pod warunkiem, że jest im ona przekazywana mimochodem, a nie w celu ich wyszkolenia. I tak Mciej - naśladując bohaterkę kerskówki - rozwiązuje zapisane przeze mnie w specjalnym zeszycie zadanaia z dodawania w zakresie 20. Robi to z jęzorem wiszącym do pasa i ruszającym się niemal identycznie jak ołówek piszacy np. cyferkę 6. Kilka dni przed obejrzeniem kreskówki postanowiłam przekonać (jak się można domyślać - bezskutecznie) mego syna do tej zabawy. Bunt, obrażanie, brzydkie miny - to nie jedyna reakcja Maćka na moje zapędy. A po obejrzeniu kreskówki - metamorfoza!
I teraz szlag mnie trafia, gdyż co 5 minut słyszę:
- Już lożwiążałem. Żapiszesz mi jakiesz nowe?

Podobnie było z wiedzą dotyczącą układu słonecznego. Dziecię nie mogło pojąć jak to jest, że Słońce przestaje świecić, bo zasłania je Księżyc. Rozrysowałam Potomkowi na kartce wielkie Słońce, Ziemię i wirujęcy wokół niej Księżyc. Tak silnie oddziałało to na racjonalistyczny umysł Maćka, że każdemu, kogo spotkał, opowiadał jak to jest z tym zaćmieniem. Nie przeszkadzał mu fakt, że gdy tłumaczył Babci Ani niuanse ruchu obrotowego, obiegowego i inne aspekty teorii heliocentrycznej, Dziadziuś Rysiu siedział tuż obok Babci. Dziadziuś, po wysłuchaniu mimochodem wykładu adresowanego d Babci, musiał chwilę potem wysłuchać jeszcze raz tego samego wykladu - tym razem kierowanego indywidualnie do niego. Ach, jak mi żal tych dziadków...

A skutki moich wyjaśnień są dalekosiężne! Nawet sama nie wiem jak daleko dalekosiężne! Oto rozmowa, jaka miała miejsce w samochodzie podczas drogi z przedszkola do domu. Świeciło piękne słoneczko, ale na niebie widać było też księżyc, który zauważyła Hania.
- O, księżyc sobie zaspał i swieci w dzień.
- Haniu, on nie zaspał, to tylko planeta - Maciej postanowił wyedukować siostrę.
- Nie, to księżyc! On jest na niebie, bo zaspał!
- Haniu, głuptasie, on nie zaspał, tylko jest. I nie jest na niebie, tylko w kosmosie - wobec tak ewidnetnej ignorancji Maciek nie mógł pozostać obojętny.

Chwila ciszy. Zerknęłam w lusterko wsteczne. Maciej miał minę zadowolonego z siebie Puchatka, zaś Hania zmarszczyła brwi próbując przetrawić nową wiedzę.
Niespodzieanie do moich uszów dobiegł cichy głosik Haneczki:
- A ja widzę, że na niebie.

Na szczęście mam świadomość tego, że to, co dociera do moich ndzieci nie trafia w czarną dziure, tylko zakorzenia się pod nieuczesanymi czuprynami i pomalutku kiełkuje. A co ważniejsze - jedno z Ptomków przekazuje zdobytą wiedze drugiemu. Bo każdy swoje wie!

***
Pora na nowy zestaw Eledhwen "Love me", który możecie mieć odwiedzająć 7th Heaven. Zestaw ten jest pełen pieknej czerwieni przypominającej o tym, ze Walentynki tuż-tuż! Ja nie byłabym sobą, gdybym się od tych czerwieni nie odżegnała i nie wydobyła tego, czego się na pierwszy rzut oka nie zauważa.


A na zdjęciu moi faceci. Ten mniejszy to Maciej w czasach, gdy nie przypuszczałam, że będzie wykładowcą teorii kosmicznych...

Druga praca powstała z zestawu Rakusi "Claret light" (by go mieć zajrzyjcie do 7th Heaven). Tym razem - dla odmiany - Hania, która od zawsze wiedziała swoje i na wszelkie przekonywania, namowy i prania mózgu była odporna:



- To by było na tyle!

poniedziałek, 17 stycznia 2011

O samodzielności i dumie

Pora poobiednia.

Siedzimy z Małżem w kufni, czekamy aż czajnik zechce gwizdać (ja) i gary zechcą się pozmywać (Małż). Ptomki uziemione przed telewizorem ("Złomka bujdy na resorach" robią furorę). Rozleniwienie dopada nas takie, jakie może dopaść tylko po pysznym, sycącym obiadku. Nic, tylko poczekać na tę wodę, zrobić do picia coś ciepłego, pachnącego, wyłożyć rozlazłe ciało w fotelu i trawić jak pyton...

Niespodzianie do naszych uszek dobiegł dźwięk spuszczanej w toalecie wody.
Hm... Maciej idąc do toalety zawsze nas informuje, czy tego chcemy, czy nie: "Idę żlobić siiikuuuu!", dzięki czemu jesteśmy na bieżaco z procesami wydalniczymi naszego syna. A tymczasem...

No tak, czerwona lampka w głowie przepędziła rozleniwienie, poderwała nas na równe nogi i pognała w stronę łazienki. A tam nasza Hanusia stoi na przysuniętym do umywalki schodku i myje rączki.

- Haniu, kto spuszczał wodę?
- Ja śpuściałam.
- Zrobiłaś siku?
- Nie, kupkę źlobiłam - z dumną miną poinformowała nasza córeczka.
- Sama? Nie do nocniczka, tylko do dużego?
- Tak - dziecię puchnie z dumy.
- A kto ci wytarł pupkę?
- Siama wytziłam.

Zobaczyć minę mego ślubnego - ach, niezapomniana chwila.
Zobaczyć jak Hania "wytrzyła" pupę... No cóż, też niezapomniana. Majteczki do prania, rajstopki też a Hania do wanny.

Ale jako matka jestem dumna z mojego dziecka. Nie dość, że samo zrezygnowało z nocnika (Maćkowi trzeba było zrobić gruntowne pranie mózgu, ściemniać tak, że aż sie z czachy dymiło, chować nocnik i robić milion innych podchodów), to jeszcze samo siebie obsługuje - nie mówimy tu o jakości obsługi - choć nie ma jeszcze 4 lat (Maciej nie może siebie w tej kwesti obsługiwać, bo się brzydzi).

Gdy byłam w ciąży myślałam, że moje dziecko będzie takie... moje. Będziemy się rozumieć bez słów, taka komunia dusz. A tymczasem okazuje się, że mając dwoje dzieci, mam dwie indywidualności. Każde z nich jest inne. Każde z nich jest osobne, odrębne i jest ogromną indywidualnością, z innymi poglądami, upodobaniami, przyzwyczajeniami...

I dobrze, że między mną i nimi nie ma tej wymarzonej "komunii dusz" - dzięki temu jesteśmy dla siebie ciekawi i dzięki temu moje dzieci mogą mnie ciągle i ciągle na nowo zaskakiwać. I to jest jedna z przyjemności bycia mamą.

Nawet jeśli ta przyjemność brzydko pachnie :)

***

Pierwszy zestaw, z którego pracę chcę dziś pokazać, to "Loveliness" autorstwa MaryPop.

Zamyślona, zapatrzona Hania czeka na... możliwość wymieszania wszystkich składników niezbędnych do zrobienia (!) placków ziemniaczanych :) Uwielbia to!

A skoro już pojawiło się dzisiaj słowo "łazienka" , to i Hania w wannie - w wannie z zestawu MiMiConcept "Douceur du bain"


Trzeci świetny zestaw to "My sweet floral comedy" Papriki


Wracam do moich Potomków, które bezwstydnie, bezkrytycznie i po matczynemu uwielbiam za ich nieprzewidywalność.

- To by było na tyle!

poniedziałek, 10 stycznia 2011

O tym, że trudno mi dogodzić

Tak, trudno mi dogodzić.
W piątkowy wieczór Potomki (wraz z nami oczywiście) znalazły się u swojej ukochanej babci Ani. Okazało się, że herbatka zmieniła się niespodziewanie w nocleg. Babcia nalegała, Potomki wyły z radości - co było zrobić. Ja i Małż, jako element zbędny w relacjach wnuczęta-dziadkowie, zabraliśmy się do pustego, cichego mieszkania.

Ludzie! Ja nie pamiętam jak to cudownie było, gdy byliśmy sami z Małżem, gdy dzieci nie było na świecie, gdy żadne z nas nie potykało się na strażach pożarnych, gdy na kanapach nie leżały seksowne, całkowicie roznegliżowane lalki barbie, kiedy w łazience do przechowoania brudnych ubrań mieliśmy tylko kosz na brudy, a nie dodatkowo pralkę i podłogę, kiedy... mogłabym tak długo! Oj, jak dobrze, że Potomki zostały na noc u babci Ani!!!

Sobotni poranek rozpoczął się późno. O 6.00 rano nikt nie wbiegł z dzikim wrzaskiem, nikt nie zdeptał boleśnie moich piszczeli ani żaden mały, spiczasty łokieć nie wbił się w moją nerkę. Błogostan. Późnym popołudniem zatelefonowałam do teściowej z pytaniem czy Potomki mam odebrać osobiście, czy teściowie ich przywiozą. Niestety, nim usłyszałam w słuchawce głos babci Ani, moje uszy zostały zbombardowane wołaniem: "Powiedź mamusi, zie nigdzie nie jedziemyyyyy!!!". I słowo stało się ciałem.

Niedzielny poranek już nie był tak fajny jak sobotni. Trochę za cicho. Kości bolą od zbyt długiego spania. Obiadu nie trzeba gotować, bo jak dzieci nie ma, to zapchamy brzuchy czymkolwiek. Popołudniowy telefon do babci Ani znów okraszony został feerią odgłosów, które skutecznie zagłuszały jej głos. "Wiesz, bo oni tak prosili, tak nas wyściskali, wycałowali... jedzą ładnie... są grzeczni (to akurat słyszę). Może mogliby zostać do jutra?"
Może mogliby! A ja to co? Mnie się od życia nic nie należy? W końcu to moje dzieci! Niech wreszcie u mnie wrzeszczą, bałaganią, niech u mnie się kłócą, rolewają zupę i kichają bez zasłaniania ust dłonią!
Niech...

Oj, jak to dobrze, że mogę od nich odpocząć. Jak to dobrze, że mogę do nich zatęsknić a jednocześnie mieć ich oboje na wyciągnięcie ręki.

Babciu Aniu, dziękuję!


***
Poniżej Maciej w zestawie nowej designerki - novaczki. Zestaw ten nosi tytuł "Touch of Sun" i na myśl przywodzi letni dzień spędzony nad wodą. Albo w parku - jak Maciej na zdjęciu.


- To by było na tyle!

sobota, 8 stycznia 2011

O tym, że czasem chce się być samolubem

Wstęp
Maciej i Hana uwielbiają kreskówki. Które dziecko ich nie lubi?
Maciej i Hana śpiewają piosenki poprzedzające film. Większość dzieci to robi.
Maciej i Hana śpiewają te piosenki razem. Zrobili z nich coś w rodzaju rywalizacji, w której poprzeczkę podnoszą coraz wyżej: kto pierwszy będzie znał cały tekst, kto zaśpiewa bez pomyłki, kto zaśpiewa głośniej (na tym etapie rywalizacji o pasji moich dzieci wie całe osiedle, zaś moje emocje kwalifikują mnie na pensjonariusza przybytku dla osób nerwowo chorych, a momentami wręcz niebezpiecznych).
Wreszcie stało się! Brakło pomysłów, by utrudnić rywalizację, więc jedyną drogą do zwycięstwa w takiej sytuacji jest... pozbycie się przeciwnika.

Rozwinięcie
Rozpoczyna się kreskówka. Hania i Maćko jak zwykle zaczynają śpiewać piosenkę.
Maciej: Haniu, nie śpiewaj!
Hania: (śpiewa)
Maciej (głośniej): Haniu, nie śpiewaj!!!
Hania: (kątem oka zerkając na brata, śpiewa)
Maciej: (krzyczy) Hanka! Plosiłem cię, nie śpiewaj!!!
Hania: (jak wcześniej+błysk perfidii w oku)
Ja: (widząc, że mój syn jest o włos od eksplodowania, postanawiam zainterweniować) Maćku, nie krzycz. Przecież możecie śpiewać razem!
Maciej: Nie! Ja dzisiaj chcę śpiewać samolubnie!!!

Zakończenie
Oj, jak wiele jest spraw, które chciałabym robić samolubnie (zjeść całą tabliczkę czekolady)! A jak wiele jest takich, których nie chciałabym robić samolubnie (zrobić pranie, rozwiesić, pozbierać, wyprasować, pochować na półki)! Cóż, nie zawsze można być samolubem. Ale czasem trzeba. Trzeba zawalczyć o swoje, o to, co się chce, o własne pragnienia. Trzeba sie tego nauczyć. I jeśli nie wygrać, to zdobyć się na kompromis.
Ucz się tego, Maćku!

***

A skoro bajdałki były o Maćku, to w obrazkach - dla równowagi - Hania i uśmiech, który zaserwowała tatusiowi. Zdjęcie (jedno z moich ulubionych) jest otoczone elementami z szalonego zestawu Rakusi "Crazy", który dostępny jest w 7th Heaven.

A teraz idę samolubnie odkurzyć i zmyć podlogi. Odrobina egoizmu...


- To by było na tyle!

wtorek, 4 stycznia 2011

O przejęzyczeniach

Hania postanowiła zrezygnować z południowej drzemki, w związku z tym w porze obiadowej doświadczyła ostrego kryzysu przytomności (w języku rodzinki nazywa się to "dogorywka"). Podczas dogorywki siedziała na bujaku i - aby nie zasnąć - mruczała pod nosem:
- Hu-siu-hu-siu. Bu-ju-bu-ju. Hu- (pozwolę sobie nie skończyć).

***

Zestaw Papriki "Art nouveau" - dostępny w Digital Crea - to biel i czerń wraz z odcieniami szarości. Piękny!
Ja do tego zestawu użyłam zdjęcia Maćka.



- To by było na tyle!

A właściwie dołożę malutkie PS.
Dziękuję, Doti!!! :*

poniedziałek, 3 stycznia 2011

O braku chęci do czegokolwiek

Właśnie tak jest. Totalna, całkowita demobilizacja i noworoczny brak wiary w lepsze jutro.
Koniec.


*** Eledhwen "The Taste of Wine" dostępny w ScrapBird


*** Milkyway Sweetness by Paprika dostępny w Digidesignresort



*** MaryPop Designs "Delight" dostępny w SPD



*** Bisontine "Vintage butterflies"


*** Paprika "Vert'itude" dostępny w Digidesignresort lub S&F


*** Neverending Dream by MaryPop Designs dostępny w SPD


*** MiMiConcept "Noel Futur" do nabycia w DigiScrapbooking.ch


*** StrawberriesDesigns "Don't miss me" dostępny w The DigiChick
GSO


*** Agnesingap Designs "I believe in santa" dostępny w Digidesignresort
GSO

*** "Life mecanic" by Paprika dostępny w Scrap&Friends



*** MaryPop Designs "Christmas Joy" dostępny w SPD


*** Rakusia Designs "Step into Christmas" dostępny w 7th Heaven


*** Eledhwen "Boy in the sky" do nabycia w 7th Heaven
GSO

*** Agnesingap "Sweet kiss" do nabycia w 7th Heaven


*** MaryPop "Believe in miracle" dostępny w SPD


*** "Breath of magic" by MaryPop Designs & Starlight Designs Dostępny w SPD


GSO
*** "One party of midnight" by Paprika dostępny w Digidesignresort


*** MaryPop "Purple love" do nabycia w SPD
GSO


***
- To by było na tyle!

To, co zrobiłam...

Wszelkie prawa do fotografii i tekstów zamieszczonych na tym blogu są własnością autora. Kopiowanie, powielanie, przetwarzanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie jest surowo zabronione.(Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych).