poniedziałek, 17 stycznia 2011

O samodzielności i dumie

Pora poobiednia.

Siedzimy z Małżem w kufni, czekamy aż czajnik zechce gwizdać (ja) i gary zechcą się pozmywać (Małż). Ptomki uziemione przed telewizorem ("Złomka bujdy na resorach" robią furorę). Rozleniwienie dopada nas takie, jakie może dopaść tylko po pysznym, sycącym obiadku. Nic, tylko poczekać na tę wodę, zrobić do picia coś ciepłego, pachnącego, wyłożyć rozlazłe ciało w fotelu i trawić jak pyton...

Niespodzianie do naszych uszek dobiegł dźwięk spuszczanej w toalecie wody.
Hm... Maciej idąc do toalety zawsze nas informuje, czy tego chcemy, czy nie: "Idę żlobić siiikuuuu!", dzięki czemu jesteśmy na bieżaco z procesami wydalniczymi naszego syna. A tymczasem...

No tak, czerwona lampka w głowie przepędziła rozleniwienie, poderwała nas na równe nogi i pognała w stronę łazienki. A tam nasza Hanusia stoi na przysuniętym do umywalki schodku i myje rączki.

- Haniu, kto spuszczał wodę?
- Ja śpuściałam.
- Zrobiłaś siku?
- Nie, kupkę źlobiłam - z dumną miną poinformowała nasza córeczka.
- Sama? Nie do nocniczka, tylko do dużego?
- Tak - dziecię puchnie z dumy.
- A kto ci wytarł pupkę?
- Siama wytziłam.

Zobaczyć minę mego ślubnego - ach, niezapomniana chwila.
Zobaczyć jak Hania "wytrzyła" pupę... No cóż, też niezapomniana. Majteczki do prania, rajstopki też a Hania do wanny.

Ale jako matka jestem dumna z mojego dziecka. Nie dość, że samo zrezygnowało z nocnika (Maćkowi trzeba było zrobić gruntowne pranie mózgu, ściemniać tak, że aż sie z czachy dymiło, chować nocnik i robić milion innych podchodów), to jeszcze samo siebie obsługuje - nie mówimy tu o jakości obsługi - choć nie ma jeszcze 4 lat (Maciej nie może siebie w tej kwesti obsługiwać, bo się brzydzi).

Gdy byłam w ciąży myślałam, że moje dziecko będzie takie... moje. Będziemy się rozumieć bez słów, taka komunia dusz. A tymczasem okazuje się, że mając dwoje dzieci, mam dwie indywidualności. Każde z nich jest inne. Każde z nich jest osobne, odrębne i jest ogromną indywidualnością, z innymi poglądami, upodobaniami, przyzwyczajeniami...

I dobrze, że między mną i nimi nie ma tej wymarzonej "komunii dusz" - dzięki temu jesteśmy dla siebie ciekawi i dzięki temu moje dzieci mogą mnie ciągle i ciągle na nowo zaskakiwać. I to jest jedna z przyjemności bycia mamą.

Nawet jeśli ta przyjemność brzydko pachnie :)

***

Pierwszy zestaw, z którego pracę chcę dziś pokazać, to "Loveliness" autorstwa MaryPop.

Zamyślona, zapatrzona Hania czeka na... możliwość wymieszania wszystkich składników niezbędnych do zrobienia (!) placków ziemniaczanych :) Uwielbia to!

A skoro już pojawiło się dzisiaj słowo "łazienka" , to i Hania w wannie - w wannie z zestawu MiMiConcept "Douceur du bain"


Trzeci świetny zestaw to "My sweet floral comedy" Papriki


Wracam do moich Potomków, które bezwstydnie, bezkrytycznie i po matczynemu uwielbiam za ich nieprzewidywalność.

- To by było na tyle!

2 komentarze:

doti40 pisze...

Dziękuję!! Poprawiłaś mi humor :) I pewnie, że nie ma tej komunii dusz ...

Olenkamajka pisze...

dziekuje za ten nadmiar swietnego humoru, potrzeba mi tego dzis...wlasnie pare dni temu mpjnajstarszy brat w Elblagu zmarl...

rok temu maz.....


a tu sie swietnie bawie...

sa Anioly na ziemi jednak

To, co zrobiłam...

Wszelkie prawa do fotografii i tekstów zamieszczonych na tym blogu są własnością autora. Kopiowanie, powielanie, przetwarzanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie jest surowo zabronione.(Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych).