środa, 22 czerwca 2011

O tym, że coś się kończy i nic się nie zaczyna

Skończyła się era skrapowania. Trwała dość długo - kilka lat - i dawała mi baaardzo dużo przyjemności. Od wielu tygodni nie potrafię tego robić. Nie mam pomysłów, nie mam chęci, nawet zestawów nie mam. Może to przejściowe, może tak będzie na zawsze... Najgorsze jest to, że nie pojawiło się jeszcze nic, co mogłoby zastąpić scrapbooking. Scrapbooking tradycyjny jest świetny i daje ogrom satysfakcji, ale jest czaso- i kaso- (oj tak!) - chłonny. Tak więc dodatki do realków będą prezentem ode mnie dla mnie - na specjalną okazję.

Poszukuję.

A nim znajdę - nacieszę się wakacjami z moimi osobistymi Potomkami, które ostatnie 2,5 miesiąca intensywnie (!) zasuwały do przedszkola, korzystając ze wszystkich oferowanych przez tę jakże szlachetną instytucję atrakcji. Ale nim będzie o atrakcjach - opowiem o przytomności umysłu Macieja.

Dnia pewnego, gdy przyszłam po Potomki do przedszkola, grupa starszaków szalała na przyprzedszkolnym podwórku. Jedna z dziewczynek, która zauważyła mnie jako pierwsza, zawołała do mnie przez cały plac zabaw:
- Proszę pani! Proszę pani! A Maciek się dzisiaj zerzygał!!! - po czym odwróciła się do mnie plecami i pobiegla  do reszty dzieci. Podskoki zadowolenia wyrażały myśl: "Misja spełniona!".
Zaniepokojona podeszłam do pani, by zasięgnąć informacji. W tym momencie podbiegł do mnie Maciej i jako "njus" dnia zaserwował mi ponurym głosem:
- Mamusiu, wiesz co? Bo ja się dzisiaj zerzygałem.
Poczułam się zobowiązana natychmiast pouczyć dziecko o niestosowności używania pewnych wyrazów, więc przykucnęłam obok Potomka (rada Super Niani!) i wyjaśniłam młodemu:
- Wiesz Maćku, słowo "rzygać" jest bardzo nieeleganckie. Grzeczni chłopcy tak nie mówią. Jak chcesz być eleganckim chłopcem, to lepiej powiedz, że dzisiaj zwymiotowałeś.
Syn popatrzył na mnie ze zrozumieniem w oczętach, po czym powiedział:
- Mamiusiu, wiesz co? Bo ja dzisiaj zwymiotowałem.

Historii nie koniec! Przyjeżdżamy do domu. Maciej wpadł jak burza do mieszkania, ze śmiechem, radością, z przepychankami w progu. Małż powitał syna - jak zawsze - pytaniem:
- Jak dziś było w przedszkolu?
Na to Maciej przybrał poważny wyraz twarzy i zaczął:
- Tatusiu, wiesz co? Bo ja się dzisiaj w przedszkolu... - i zapadła cisza. - Bo ja się dzisiaj w przedszkolu... - i znowu cisza. Nagle odwrócił sie w moją stronę:
- Mamusiu, jak się mówi elegancko na rzyganie?

***

To teraz dwa słowa o Hancymonce. Przedszkole organizowało przedstawienie z okazji "Dnia Mamusi i Dnia Tatusia", w którym to przedstawieniu moja córka grała rolę Czerwonego Kapturka. Przebranie, które uszyła dla niej Babcia H. tak ją zachwyciło, że popołudniowy spacer nie mógł się odbyć w ubraniu innym, niż pelerynka Kapturka Cz.





W takim przebraniu biegała po naszym osiedlu. W pewnym momencie pobiegła na plac zabaw zostawiając mnie w tyle. Gdy przebiegała obok wejścia do jednego z bloków, z klatki schodowej wyszła dziewczynka. Spojrzała na znikającą za zakrętem Hanię i stanęła jak wryta. W tym samym momencie za jej plecami pojawiła się mama dziewczynki, która niemal potknęła się na własnym dziecku.
- Mamo, widziałam Czerwonego Kapturka! - zakomunikowało oszołomione dziecko.
- Nie wymyślaj głupot! Idź już - i mamusia poprowadziła dziewczynkę za rączkę w kierunku przeciwnym do tego, w którym pobiegła Hania.


***

Choć skończyło się moje scrapowanie, choć w zastępstwie nie pojawiło się jeszcze nic nowego, zaczęły się wakacje!!!

Wszystkim, którzy tu podczytują i podglądają życzę pięknej, wakacyjnej pogody i relaksującego urlopu!

- I to by było na tyle!

To, co zrobiłam...

Wszelkie prawa do fotografii i tekstów zamieszczonych na tym blogu są własnością autora. Kopiowanie, powielanie, przetwarzanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie jest surowo zabronione.(Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych).