Kilka lat temu zawstydziłam się w Dzień Kobiet.
W weekend poprzedzający to święto wraz z koleżanką ironizowałyśmy (w obecności naszych mężów), że jesteśmy przez naszych ukochanych tak obsypywane kwiatami, że nie mamy już miejsca na ustawianie kolejnych bukietów. A biżuterii dostajemy od nich tyle, że chodzimy poobwieszane klejnotami jak choinki. Skutek był jeden: nasi mężowie - sącząc piwko - zabijali nas wzrokiem.
W Dzień Kobiet czekałam na powrót męża. Od czasu do czasu podchodziłam do okna wypatrując go. Wreszcie ujrzałam go. Szedł z rękami w kieszeniach, głową schowaną pod kapturem kurtki, na plecach miał plecak. Wściekłam się - Dzień Kobiet, a on nawet o symbolicznego goździka się nie postarał! Chwilę później usłyszałam dzwonek domofonu. Podniosłam słuchawkę i jadowicie słodziutkim głosem zapytałam:
- Kto tam? Poczta kwiatowa?
Gdy dotarł do mieszkania, zaczął wypakowywać z plecaka zkupy, o których zrobienie prosiłam. Kiedy z plecaka wydostał włoszczyznę, stwierdziłam:
- O! Bukiet jarzyn! Zawsze to jakiś bukiet.
Wściekła jak ostatnia jędza postanowiłam nie odezwać się do męża ani słówkiem!
Wieczorem, po kąpieli usiadłam przy biurku, by sprawdzić pocztę. Na środku biurka leżało maleńkie czerwone pudełeczko, a w nim... piękne kolczyki z motywem kwiatowym. Od tej pory się nie przypominam. Wiem, że pamięta ;)
W tym roku dostałam od męża na Dzień Kobiet prezencik w postaci zestawu. Cudny jest! Prawda?
Dostępny jest tutaj
Ubolewam tylko nad faktem, że nie mam czasu na to, by nad nim posiedzieć. Tak więc powstało tylko to. Ale wiem, że to nie koniec! Niech tylko czas znajdę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz